Under Defeat - Recenzja gry  |  Autor - radEk

 

Dreamcast to zaiste dziwna konsola... pomimo, iż SEGA dawno wycofała się z jej produkcji w Kwietniu 2001 roku, to ich ostatni system w dalszym ciągu był wspierany przez niezależnych developerów. Od tamtej pory minęło już ponad 5 długich lat, a Dreamcast żyje nadal i ma się dobrze, głównie dzięki nowemu tworowi chłopaków z G-Revolution. Niektórzy mogą skrzywić się na wieść o kolejnym scroll'owanym shooterze i w zupełności odpuszczą go sobie, jednak nie wiedzą, co tracą, ponieważ Under Defeat jest ścisłą czołówką, jeśli chodzi o ten gatunek gier i wprost nie można go sobie odpuścić zwłaszcza, że UD pokazuje prawdziwy popis mocy Dreamcasta.


Under Defeat nie jest kolejną kosmiczną strzelanką, gdzie lata się po planetach, rozwala stworki i inne popierdółki. Tu postawiono na realizm. Stajemy za sterami śmigłowca bojowego, który jest przystosowany do najcięższych zadań militarnych, a głównymi bohaterami, a raczej bohaterkami są dwie niezłe dziunie (), którym zbyt wiele nie można zaprzeczyć . Nasz niszczyciel uzbrojony jest w standardowe karabiny dalekiego rażenia i broń specjalną, która powoduje wybuch na całym ekranie tym samym niszcząc wszystko co się na nim znajduje, a wiedz, iż jest co wysadzać: do dyspozycji mamy zwykłe helikoptery, czołgi, rakietnice, SUV’y, bazy militarne, statki, działa rakietowe and some more . Zróżnicowanie militarne przeciwników budzi respekt pod względem ilości, ale i jakości wykonania, ale o tym trochę dalej. W czasie powietrznych potyczek możemy zbierać dopałki, np. dodatkowe karabiny, działa lub rakiety, wprawdzie nie ma tego zbyt wiele, jednak narzekać nie można, bo głównym motorem napędowym UD jest rozpierducha i to jaka !!

Wyobraźcie sobie taką sytuację: lecicie spokojnie nad kanionem, aż nagle wylatują wrogie jednostki, chcące strącić nasz piękny helikopter z padołu ziemskiego - łapiemy więc za stery i naparzamy ile wlezie w przeciwników, po krótkiej wymianie ognia jeden z nich wybucha zostawiając po sobie elegancki wybuch, snopy iskier i piękny dym rozpływający się w powietrzu. Widzimy jak wrak śmigłowca powoli spada w czeluści kanionu, zahaczając o skałę, a tym samym wybuchając po raz drugi. Zostało jeszcze dwóch delikwentów więc odpalamy atak specjalny, ekran pochłania całkowity wybuch, wszystko w jego obrębie eksploduje, ekran trzęsie się niemiłosiernie, a po przeciwnikach został tylko dym i siwy kurz unoszący się w powietrzu... Tak bliżej można sprecyzować przebieg walki w UD, walki, która wciąga bez opamiętania i nie pozwala odejść od konsoli przez długie godziny.

Słowo można wspomnieć o samych boss'ach, nie są oni tak wyimaginowani jak w Ikarudze jednak prezentują się bardzo dobrze, zarówno jeśli chodzi o sam design, który masakruje przy pierwszym zobaczeniu jak i wykonanie, które zwala z nóg. Serio, a ostatni boss to wielki, mega-fucking-cool kolos z masą dział, wyrzutni rakiet i karabinów, których destrukcyjna siła mogłaby zmieść małe państewko . Teren działań, po którym przyjdzie nam wojować jest ogromnie zróżnicowany, poczynając od ukrytej bazy w lasach, poprzez szaleńczy lot w zimie, gdzie widoczność jest prawie zerowa i kończąc w zniszczonym przez wojnę mieście, który żywo przypomina wg. mnie Warszawę w czasie II Wojny Światowej. Doznania są przeogromne jeśli chodzi o tereny działań i budzą wiele skojarzeń.


Graficznie UD zniewala, jeśli rzuciła was na kolana grafika w Ikarudze to ta w Under Defeat spowoduje natychmiastową śmierć. Samo wykonanie jednostek jest bardzo dobre, zadbano o sporą liczbę szczegółów i sporą ilość polygonów, widać, że ktoś się przyłożył. Wspominałem już o wybuchach, które IMO są najlepsze jakie dotychczas dane było mi zobaczyć w grach, wyglądają zabójczo realistycznie i czuć płynący z nich power !! Levele ociekają w różne smaczki, np. jeśli podlecimy do jakiegoś drzewa, te wiewa się na wszystkie strony, w wodzie widać odbicia zarówno naszego helikoptera, jak i całych wybuchów, w powietrzu latają ptaki, a na ziemi, co jakiś czas przebiegnie jakiś zwierz, czasem tylko gra lekko zwolni, zwłaszcza przy ogromnych wybuchach, jednak dzieje się to sporadycznie i nie przeszkadza w grze. Dbałość o najmniejsze detale, tak w skrócie można opisać grafikę w Under Defeat - nic tylko zobaczyć i umrzeć ze świadomością, że widziało się wszystko.


Soundtrack jest niestety nieco słabszy niż ten, jaki mieliśmy okazję słuchać w Ikarudze. Utworki nie powalają jakimiś charakterystycznymi brzmieniami, ani nie zapadają w ucho, a po jakimś czasie potrafią drażnić, na szczęście G-Rev. nie odwala fuszerek i specjalnie dla wersji Dreamcastowej zostały skomponowane nowe aranżację oryginalnych utworów. Odgłosy to już wyższa liga: wybuchy, eksplozje, szum karabinów, zdecydowanie pieszczą nasze bębenki w uszach, istna wojenna orkiestra gdzie bronie grają pierwsze skrzypce. Poezja .


Rozpisałem się o Under Defeat dość sporo, przedstawiając wszystkie najważniejsze aspekty tej gry, jednak prawda jest taka, że najbardziej tą grę docenią fani strzelanek, którzy będą wyciskać z niej wszystkie soki. Typowy gracz pogra godzinkę bawiąc się świetnie, po czym odłoży pada. UD jest zdecydowanie najlepszą gra na DC od 2003 roku i być może najlepszą strzelanką ever made jednak tu można polemizować (Fakt, przy zbliżających się shooter'ach UD może zejść na drugi plan... - przyp. Century Child). Jedno jest jednak pewne, każdy będzie świetnie bawił się z tym tytułem, rzuci się w wir walki i zapomni o otaczającym go wokół Bożym świecie, a dla lepszego efektu skołujcie sobie prostokątny telewizor, ew. plazmę i odwróćcie ją, wtedy właśnie UD zaprezentuje wam swoją prawdziwą moc..

Recenzja przeniesiona za zgodą autora i dzięki uprzejmości strony : www.dc-world.neth.pl