Propeller Arena (Beta) - Recenzja gry  |  Autor - Tomcio

 

 

W II kwartale 2001 roku na Dreamcasta nie ukazywało się wiele gier, zwłaszcza tych dobrych. Wielu developerów odwróciło się od systemu zaraz po ogłoszeniu przez „Niebieskich” zaprzestania dalszej produkcji DeCeka, kasując momentalnie wszystkie projekty z list wydawniczych. Na szczęście SEGA jeszcze nie odwróciła się od swojego ostatniego dziecka, nadal supportując go nielicznymi grami. O nadchodzących premierach nowych pozycji na DC dowiedzieliśmy się na E3 2001, na którym growy świat po raz ostatni usłyszał o szumnie zapowiadanej strzelaninie pt. Propeller Arena, prosto od twórcy Shenmue – mistrza Yu Suzukiego. Tytuł pokazywany był na targach w grywanej, już niemal skończonej wersji, za którą SEGA absolutnie nie musiała się wstydzić. Gra wtenczas porażała oprawą, a na szczególną uwagę zasługiwała cudownie podkręcająca do dalszego ciorania muza. Premiera PA wstępnie została ustalona na wrzesień 2K1, co niestety zbiegło się z atakami na WTC w Nowym Jorku. Z racji tego, że w grze kierowanymi przez gracza samolotami często rozbijano się o drapacze chmur (przez co tytuł mógł się źle kojarzyć), pozycję skasowano z listy wydawniczej. Choć tytuł nigdy nie wszedł do sklepów, Gracze mogli posmakować kolejnego dzieła Yu Suzukiego. Podobnie jak niewydajny, aczkolwiek skończony Half Life, tak i kopia Propeller Arena weszła nielegalnymi źródłami do Sieci, i z miejsca została okrzyknięta jedną z najlepszych gier na Makarona. Ale po kolei.


Propeller Arena : Aviation Battle Championship to strzelanina z samolotami w roli głównej. Całość przypomina zasadami Q3 – wygrywa osoba, która zestrzeli najwięcej wehikułów należących do konkurentów. Rzecz jasna pozycja nie ma nic z symulacji, bowiem tutaj liczy się zabawa i fun płynący z gry, a nie kontrolowanie wszelkich wskaźników i liczników.


Po włączeniu konsoli czeka na Gracza menu główne, a nim 2 podstawowe tryby: Championship oraz Training Area. Pierwszy to standardowy tryb single, pełen pojedynków powietrznych, zaś za drugą nazwą kryje się wyjątkowo rozbudowany tryb treningu, gdzie każdy może się nauczyć odpowiednio pilotować maszynę. Do zaliczenia jest tam wiele zróżnicowanych zadań, typu: przeleć przez wszystkie obręcze w określonym czasie, zbombarduj kilka mostów, itp.

Główną oś rozgrywki stanowi zaś Championship Mode, czyli zestaw pojedynków deathmatch’owych, gdzie chodzi tylko i wyłącznie o wystrzelenie wszystkich przeciwników, uważając przy tym, aby nie rozbić się o przeszkody terenu (wieżowce, skały). Aby rozpocząć rozgrywkę, wpierw trzeba wybrać pilota z 8 dostępnych, reprezentujących inną drużynę. Kiedy już obierze się jedną ze stron, rozpoczyna się właściwa gra. Gracz zostaje przeniesiony na planszę, w której do walki na śmierć i życie staje naprzeciw siebie 6 pilotów swoich śmiercionośnych maszynach. Każdy samolot w podstawowej wersji ma jedno działko, z nieskończoną ilością amunicji. Podczas walki na arenie Gracz natrafi również na różne Power upy, oczywiście urozmaicające rozgrywkę. W kolorowych skrzyniach znaleźć można nowe rodzaje broni (bomby czy rakiety), dopalacze bądź również asortyment typowo defensywny (niewidzialność).
Na pierwszym, najłatwiejszym poziomie trudności, gra nie jest zbyt wymagająca, za to już na kolejnych trzeba kombinować. I tutaj na pomoc przychodzą umiejętności nabyte podczas Training Area – prościej zniszczyć samolot wroga, atakując go z zaskoczenia.. Używanie wielu akrobacji niejednokrotnie przesądza szalę zwycięstwa na stronę Gracza.


W trakcie powietrznych wojaży, podczas emocjonujących pojedynków, łatwo stracić kontrolę nad maszyną i „niechcąco” wpaść na przeszkody terenu, między którymi nierzadko trzeba lawirować ze skutecznością ptaka. Przyjdzie Grającemu latać wśród niewyobrażalnie wysokich więzowców (Pałac Kultury wysiada) czy też w pięknie odwzorowanym kanionie, gdzie niełatwo o rozbicie. A kiedy już wpadnie na jakąś przeszkodę, pilot nie ginie, elegancko katapultując się ze spadającej maszyny. 


Oprawa A/V jak na poczciwego DC wypada nadspodziewanie dobrze. Wspomniane plansze, na których toczą się bitwy, zaskakują feerią barw. Zarówno samoloty, jak i otoczenie wygląda smakowicie i niekiedy aż dziw bierze, że to wszystko przelicza ostatnia konsola SEGI. Animacja została niesłychanie dopracowana – nic nie przytnie się nawet na moment, oferując stałe 60 FPSów.
W grach z gatunku arcade ważną rolę odgrywa także muzyka, która tutaj trzyma (co najmniej!) poziom oprawy wizualnej. Fani rocka będą wniebowzięci, a i ludzie nieprzepadający za tym gatunkiem muzycznym (jak ja) z chęcią podkręcą głośność w TV. Audio jest niezwykle miodne o buduje klimat tej jakże cudownej gry. Warto nadmienić też, że AM2 (developer), aby niejako zrekompensować brak oficjalnej premiery PA, zdecydowało się wydać soundtrack gry, dostępny za darmo (w dodatku w 100% legalnie) na naszej stronie WWW, poświęconej w całości firmie SEGA. Polecam przy okazji zassać i wysłuchać (wg mnie) jeden z najlepszych OSTów z gry na Makarona.


"PA", w przeciwieństwie do wspomnianego na początku tekstu HL, nie został uzbrojony w szereg Bugów i błędów. Podobnie, jak reszta produkcji od AM2, pokazuje kunszt szefa teamu, Yu Suzukiego. Jedynym rażącym uniedogodnieniem jest nikła oryginalność w trybie Championship, gdzie chodzi tylko o zlikwidowanie przeciwnika, nic więcej. Ale z drugiej strony – czy potyczki deathmatchowe w Q3 tak szybko się nudzą? No właśnie. Szkoda również, że tytuł nie oferuje trybu online, choć takowy miał pojawić się w oficjalnej wersji. Zwłaszcza, że multi na Split screenie (do czterech Graczy) ma duży potencjał.

Podsumowując, produkcja AM2 to naprawdę znakomity tytuł. O ile się orientuję, w całej swej kilkuletniej karierze Dreamcast nie miał lepszej gry poruszającej taką tematykę, a PA częściowo zapełnia tę lukę. Piszę „częściowo” bowiem gra tak naprawdę nigdy nie weszła na półki sklepowe i nie każdemu przyjdzie zobaczyć tę pozycję w akcji, a szkoda. Gdyby SEGA zdecywałaby się wydać ją na rynek, byłby to niewątpliwie ogromny hit, który znalazłby setki tysięcy nabywców. Szczerze polecam!