Finding Teddy - Recenzja gry  |  Autor - Rolly



 

Jesteście miłośnikami pluszowych maskotek? Nie? A może macie jakieś wspomnienia z dzieciństwa z nimi związane? Również nikt nie podnosi rąk do góry? Trudno - fanami konsoli Dreamcast jesteście na pewno, więc ta recenzja jest dla Was obowiązkowa.
Zastanawiacie się o co chodziło z wspomniamy wcześniej pluszem? Już odpowiadam a właściwe... opowiadam.
Do pewnej małej dziewczynki, słodko śpiącej w swoim pokoju zakradł się tajemniczy potwór.
Stworznie wylazło prosto z szafy i wielkimi mackami porwało jej ulubionego misia.
Zaniepokojona i smutna dziewczynka decyduje się ruszyć za nim. Co znajdzie za drzwiami w tajeminiczej niczym Narnia krainie?
Tak w skrócie zaczynam historię kolejnej nowej gry, która dzięki zaangażowaniu niezależnego wydawcy kryjącego się pod nazwą JoshProd zadebiutowała na DC w roku 2019! Dokładnie - dobrze odczytaliście datę. To kolejna rynkowa nowość.
Nasz recenzowany tytuł pierwotnie wylądował na urządzeniech mobilnych (iOS, Android), aktualnie dostępny jest już tylko platfomie Steam i na naszej zakręconej konsoli.


Poszukiwanie misia to rasowy przedstawiciel staroszkolnych klikanych przygodówek z kilkoma zmianami. Osoby grające w takie hity jak Discworld, Teenagent czy Simon The Sorcerer od razu odnajdą się w systemie gry.
Zasady są bardzo proste. Poruszamy się naszą drobną dziewczynką szukając rozwiązań na różne zagadki logiczne, dzięki czemu możemy posuwać dalej scenariusz gry.
Łamigłówki wymagają nie tylko myślenia ale i również trenują pamięć, ze względu na odgrywane przez stworzenia dźwięki.


Na wielu lokacjach pororzucano różne elementy, które pasują do układanki dopiero po dłuższej chwili i zwiedzaniu etapów gry. Gdzieś znajdziemy słoneczny owoc, gdzieś ktoś na niego czeka. Ktoś udostępni nam pojemnik na wodę - gdzieś trzeba będzie go napełnić. W innej lokalizacji znajdziemy owady - ktoś głodny z chęcią wymieni je na inne przedmioty. Ba! Jako że gra nie posiada żadnych dialogów (tak,tak), trzeba będzie również spamiętać dużo "nut". Pozwolą one np. po odpowiednim odegraniu (tolerancia czasowa klikania w nie jest dość spora) na odblokowanie przejścia, otrzymania ważnego klucza, czy nawet mogą obudzić zmarłego.
 

Podczas gry poznajemy również dwóch towarzyszy. Pierwszy to czarny kot, drugi to przyjazny owad.
Zwierzak potrafi dostać się w trudno dostępne miejsca i pomaga dziewczynce przy ciężkich przedmiotach. Natomiast latający cudak, wleci wszędzie tam gdzie nie sięgają sprawne kocie łapy.
Oboje są kluczowi w rozwiązniu niektórych tajemnic.
Przygoda wydaje się banalna, ale tylko do pewnego momentu. Po pewnym czasie gra zaczyna nas zaskakiwać, gracz dochodzi do pewnych wniosków, szarady zaczynają mieć też drugie dno. Za wiele zdradzić tu nie mogę bo popsuję całą zabawę. Napiszę natomiast iż pod koniec gry złapałem się za głowę i stwierdziłem - kurczę, serio? Tak gra nie może się skończyć... Ten akcent mojego zaskoczenia zostawię na koniec recenzji.


Podróż po świecie po którym się poruszamy jest bardzo kolorowa, ale nie zawsze miła. Czasami bajkowa ale i również mroczna. Zamieszkujące krainę postacie czy stwory są dość nietypowe. Potrafią być smutne jak płaczący robot, urocze ale i brutalne. Np. ogromna osa, która wbija swoje ogromne żądło w krwawiące małe ciało dziewczynki... Brrr. Elementy wizualne gry dość trudno oceniać. To typowa ręcznie tworzona grafika 2D typu pixelart. Jest schludna i klimatyczna (szczególnie NPC, które przypominają stworzenia niczym z Alicji w krainie czarów), ale z wyjątkiem padającego deszczu, FT brakuje trochę więcej żywych elementów otoczenia. Zdaję sobie sprawę również, że tego typu grafika nie musi podobać się wszystkim. Dodatkowo mimo całej sympati do tytułu muszę przyznać, że widać małe niedoróbki m.in. ruchach i w animacji.

Pozytwynie można wypowiadać się na temat całej ścieżki dźwiękowej. Mistyczne (i dość często smutne) kawałki doskonale pasują do naszej wycieczki po tej dość przygnębiającej krainie. Mała ilość instrumentów świetnie sprawdza się w minimalitycznym świecie Teddiego.
Na długo w pamięć zapadają również odgrywane przez dziewczynkę dźwięki. Brakuje mi tylko odgłosów typowych dla otoczenia. Np. uderzeń, skoków etc. Na początku strasznie ciężko było mi się do tego przyzwyczaić.

Jak udało się przygotować naszą wersję? Jakich zmian się doczekaliśmy?
Tak naprawdę oprócz ekranu dotykowego dodano nam tylko dużo większy kursor nawigacyjny. Reszta pozostała ewidentnie olana przez progamistę-amatora. Konwersją zajmowała się tylko jedna osoba i o ile wcześniej nie miałem doczynienia z grami JoshProd, to mamy tu mały problem. Gra się zawiesza, losowo i często przy ładowaniu sejwa. Mimo, że na taką grafikę DeCe nie potrzebuje więcej niż 10% swojej mocy, ktoś wpadł na to aby jeszcze ją okroić! Sprite'y zubożały. Przezroczyste elementy to teraz zwykle placki bez polotu. Brakuje sporo elementów na tłach, które pojawiały się w oryginale. Do tego nie dodano nawet prostej animacji na VMU, amatorsko potraktowano ikony zapisanego stanu gry w menu. Ale najgorszym jest fakt, że ktoś zapomniał o ważnej opcji po ukończeniu gry, która zamiast się uruchamiać została błędne pominięta!


I teraz najważniejsze na koniec.
Retro-podróż w poszukiwaniu przytualanki jest dość krótka, ale! Producenci wykazali się fenomenalnym wyczuciem i znaleźli sposób na przedłużenie czasu gry. Mimo, że pierwsze podejście zajeło mi jakieś 5 godzin, gracze dostają coś jeszcze. A to galerię, która dziwnym trafem ma jakoś dużo nieodkrytych artów, a to tajemniczny licznik w lewym górnym rogu i najważniejsze. Dźwięki - to klucz do zrozumienia sekretnego sensu tego tytułu. To właśne dzięki nim z ogromną przyjemnością odpalicie grę po raz kolejny. Gwarantuje.
Finding Teddy to niepozorna gra, zarówno systemo jak i graficznie. Ale czym dłużej w nią gramy, tym bardziej doceniamy jej głębię i talent studia StoryBird. Przy okazji uświadomiłem sobie, że w gry należy bawić się do samego końca. Dlaczego? Bo wersja na DeCeka pokazała mi jak można zniszczyć ogromny potenciał, przez błędy, bugi, brak testów i zwyczajną chęć zarobienia szybkich pieniędzy.
To byłby świetny tytuł wart swojej ceny, gdyby nie koszmarne podejście wydawcy i koder-amator. Mimo to grę polecam ale i ostrzegam. Ilość sztuk jest mocno ograniczona. Czy wybierzecie edycję ze Steam, czy może tą od JoshProd. Decyzję pozostawiam Wam.