Alien: Isolation - Recenzja gry
Moje przygotowania do omawianej gry przed rozpoczęciem przeszły najśmielsze oczekiwania. Zaczęło się od nadrobienia filmowej tetralogii a skończyło w ciemnym pokoju ze słuchawkami na uszach. Wyszło z tego emocjonalne przeżycie, które nie zapomnę do końca życia. Co tu dużo mówić. Alien: Isolation to tytuł, który sprawi arytmię serca w twoim organizmie, więc graj na własną odpowiedzialność :)

Fani Obcego wiele lat czekali na solidną grę z tego uniwersum. Pierwsza tak na prawdę udana pozycja wyszła w 2000 roku pod nazwą Alien Trilogy (Saturn/PSX). Kolejną produkcją była wydana w 2001 roku Aliens vs Predator 2, gdzie wcielaliśmy się zarówno w Obcego, Predatora i Marines. Gry zbierały dobre noty, świetnie ukazując filmowe realia. Kolejne produkcje były przereklamowanymi wydmuszkami i nie warto wymieniać nawet ich nazw, aby nie psuć sobie humoru. Co by nie mówić nadszedł 2014 rok i pojawiło się zbawienie dla wielbicieli Obcego w postaci Alien: Isolation.

Rzadko nawiązuję gry z filmami, ale jest teraz ku temu okazja, abym z ręką na sercu (n.b. które przeżyło kilka razy zawał) stwierdził, że gra podobała mi się bardziej niż produkcje filmowe. Takie porównanie nie ma miejsca bytu i wiem o tym doskonale. Jednak chce wam nakreślić z jak dopracowanym tytułem mamy do czynienia, skoro takie klasyki światowego kina w moim odczuciu stoją niżej niż najnowsza gra studia Creative Assembly.

Tytuł rozgrywa się 15 lat po wydarzeniach z pierwszej części filmu ,,Obcy - 8 pasażer Nostromo''. Wcielamy się w Amandę Ripley, córkę filmowej Ellen Ripley, która w poszukiwaniu odpowiedzi zaginionej matki eksploruje stację kosmiczną Sewastopolu. Omawianą przygodę najlepiej samemu sprawdzić, więc nie będę rozpisywał się nad ciekawszymi momentami, które absorbują gracza pchnąc fabułę dalej.

Jest to na pewno spójna wizja, która idealnie uzupełnia uniwersum filmowe, więc nie ma mowy o fuszerce. Już samo odpalenie gry i widok intra 20th Century-Fox Productions w stylu retro cofa nas nostalgicznie w czasie, a menu główne ukazujące horyzont planety z oddaloną stacją Sewastopolu przy wrzucającej ciarki muzyce może zahipnotyzować.

Przy wyborze poziomu trudności, sami twórcy wskazują na jedyną słuszną opcję HARD. Powód jest prosty. Tylko taki wybór gwarantuje świetne przeżycia w spotkaniu z bezwzględną istotą, polującą na twoją osobę jaką jest bez wątpienia obcy. Pierwsza ogrywana godzina to niczym prolog Dead Space'a ukazany z widoku pierwszej osoby. Głucha cisza, ciemność rozświetlana migającymi neonówkami, wolno otwierające się rozsuwane drzwi, niepokojące dźwięki pary wydobywającej się z pękniętej rury budujące wraz z innymi odgłosami złowieszczej stacji kosmicznej, świetny, niepowtarzalny klimat. Klimat, który można kroić nożem i co najważniejsze, jest utrzymany przez większość czasu gry.

Trzonem rozgrywki jest eksploracja Sewastopolu w celu odnalezienia kluczowego przedmiotu i omijanie wrogich jednostek. Celem głównym może być zarówno czarna skrzynka Nostromo, ważne lekarstwa dla koleżanki lub zdobycie cennej karty dostępu tudzież ucieczka z miejsca pobytu w trybie natychmiastowym. Co by nie mówić, zlecone zadania wydają się proste i flegmatyczne jednak to co nas spotka to już inna para kaloszy.

Po drodze napotkamy zarówno pokojowo nastawionych członków załogi jak i wrogich jednostek, które najlepiej omijać. Ludzie nie są wymagającym przeciwnikiem a starcia z nimi są w najmniejszej ilości. Kolejnymi zawodnikami są syntetyczni. Są to przemysłowe roboty firmy Weyland-Yutani stworzone do auto-naprawy uszkodzonego mechanizmu na stacji. Jednak słowo ,,pomoc'' w człekokształtnych robotach ze świecącymi oczami będzie szczątkowa. W większości zaprogramowane do zabijania, wolnym krokiem podążają za tobą gdy tylko wejdziesz im w drogę.

Ostatnim a zarazem głównym daniem programu jest czarny niczym smoła, obskurny, z przeraźliwie wyczulonym zmysłem na zabijanie ksenomorf. Nie mam pojęcia jak określić kilkoma zdaniami to co się dzieje po pojawieniu się tego stworzenia. Jest nieprzewidywalny, ma świetnie odwzorowane ruchy a zachowanie to mistrzostwo świata! Dawno nie spotkałem tak przebiegłego i naturalnie zachowującego się przeciwnika w grze wideo. Im więcej razy myślałem, że jestem bezpieczny lub go przechytrzyłem tym więcej dostawałem po dupie :D

Stylistyka retro sci-fi wiernie odwzorowująca elementy kinowej scenografii z końca lat 70 to ciekawa podróż w czasie. Z jednej strony mamy rok 2137, z drugiej zawarte urządzenia kojarzą się z nostalgicznymi starymi latami. Pełno tu pikających kontrolek, komputerów przywodzących na myśl Amigę z zielonym ekranem i rozmazaną pikselowatą czcionką, stare gazety i porozwieszane plakaty, skafandry kosmiczne niczym z czasów Jurij Gagarina, czy zabawka strusia z kiwającą głową, którą mogliśmy obserwować w pierwszym filmie Ridleya Scotta.

Ogrywany tytuł na Xboxa 360 wycisnął wszystkie soki z konsoli pod względem grafiki. Jestem pod wrażeniem braku widocznych ząbków, czy uproszczeń. Nie mam porównania do next-genowej wersji, ale jestem pewien, że wersja na starsze konsole nie ma się czego wstydzić, bo graficznie potrafi zachwycić! Brawo SEGA i CA!! Wizualnie jest więcej niż poprawnie, ale kolejny element do klimatycznej układanki rozwalił galaktyczny system. Jest to udźwiękowienie. Oscar za masę roboty dla dźwiękowców jak i kompozytorów muzyki, która wrzuca odpowiednie ciarki na plecach lub buduje klimat. Moment w którym oczekujemy kolejki podczas zbliżającej się bestii to horror dla uszu. Masa drobnych dźwięków, od stukania w rurę, po sygnał alarmowy i syk obcego jest klasą samą w sobie i zasługuje na najwyższą notę.

Pod względem strachu, gra ma kilka jump scare'ów, ale bazuje głównie na klimacie miejscówek, dźwięku i nieprzewidywalności obcego lub syntetycznych. Jak w żadnej innej grze nie czułem takiego napięcia będąc w skórze ofiary, zagubionej na wielkiej stacji kosmicznej. Najbliższe gry o porównywalnym klimacie zaszczucia doświadczyłem tylko w Call of Cthulhu i Amnesia: dark descent, no może troszku pierwszy Dead Space, ale tam wkradła się nutka przewidywalności (wyskakiwanie z krat wentylacyjnych). W Alien: Isolation praktycznie od początku do końca można się wystraszyć. Zwłaszcza, że twórcy zaserwowali nam świetne ostatnie godziny trzymające w napięciu i zaskakujące kilkoma momentami, których nie mogę zdradzić.

Czas na podsumowanie! Ogrze wiedziałem niewiele, tak jak o uniwersum Obcego, którego nadrobiłem w tetralogii filmowej. Więc tym bardziej jestem pozytywnie zaskoczony tym co ograłem i zobaczyłem, a przede wszystkim przeżyłem. Alien: Isolation zapewne w niektórych momentach zanudzi mniej cierpliwych graczy, ale sprawi masę klimatycznej podróży w całej gamie emocjonalnych przeżyć. Od zaskoczenia i frustrację po niesamowity skok adrenaliny i wykończenia psychicznego. Wczuj się w klimat i zasmakuj świetnie zrealizowanej podróży zaserwowanej niczym w Obcym: 8 pasażer Nostromo.
Werdykt!
Kontakt
Masz pytania dotyczące portalu czy kanału na YouTube? Interesuje Cię reklama? Chcesz współtworzyć stronę? Napisz do nas!
• Forum: Zajrzyj i dołącz do naszej społeczności!
• O redakcji portalu: Kliknij po więcej informacji
• E-mail: rolly(@)sega.c0.pl